W Polsce istnieje obowiązek szkolny oraz obowiązek rocznego przygotowania przedszkolnego. Rodzice też chętnie zapisują swoje dzieci do przedszkola, ażeby mogły się więcej nauczyć. Oznacza to, że już od najmłodszych lat w wychowaniu ich dzieci współtowarzyszą im nauczyciele. Nie jest to naszym samodzielnym pomysłem, lecz polskie prawo obliguje nas do tego, by informować, pedagogizować i sugerować rodzicom metody działania ze swoimi dziećmi. Zwłaszcza, gdy te sprawiają problemy wychowawcze.
Wszyscy powinniśmy iść jednym nurtem, jednak to zdarza się naprawdę rzadko. Jako nauczyciele, a ja zwłaszcza pedagog zapraszamy na rozmowy, opowiadamy, tłumaczymy o wpływie zachowania dzieci na innych. Niestety, zauważam w Polsce problem rodzice kontra nauczyciele.
Nauczyciele muszą informować rodziców o tym, co robi ich dziecko. Po pierwsze – to dziecko rodzica i rodzic ma prawo wiedzieć, po drugie – jeśli tego nie zrobimy, ponosimy tego konsekwencje. Powiedzenie rodzicowi, że dziecko robiło źle to, to i tamto ma na celu zmobilizowanie rodziców do wyciągnięcia z tego konsekwencji, podjęcie odpowiednich działań, a co za tym idzie: wywołanie zmiany u dziecka. Oczywiście te informacje warto łączyć z pozytywnymi.
Niektórzy rodzice mają mi czy innym nauczycielom za złe, że śmiemy w ogóle się wypowiadać na temat ich pociech. Jeśli jednak współpraca zachodzi prawidłowo i rodzic kontaktuje się ze szkołą, pyta, rozmawia, mówi o tym jak w domu oddziałuje na dziecko, to naprawdę przynosi to ogromne efekty. Dziecko wie, że rodzice i nauczyciele idą jednym frontem.
W mojej praktyce pedagogicznej napatrzyłam się na wiele. Mówiłam rodzicom, że ich dzieci dotkliwie biją inne dzieci, wyzywają nauczycieli od kur*, molestują inne dzieci, kradną. Jak sądzicie, z jakim spotkałam się odzewem? Agresją, atakiem lub ucieczką (najczęściej).
A kiedy chłopczyk bije dziewczynkę po twarzy i uważa, że ‚ona na to zasłużyła, bo się krzywo spojrzała’, a ten chłopczyk jest z rodziny przemocowej, a ja powiem, że jeśli się będzie dawać przyzwolenie na takie zachowania (matka zwyzywała dziewczynkę, że sama się domagała bicia), to można mieć podstawy twierdzić, że kiedyś sam będzie przemocowcem. W zasadzie to już zbił niemal połowę szkoły.
My coś wiemy na temat wychowania dzieci, rodzice coś wiedzą. Najlepiej jest połączyć siły i wypracować wspólne metody i techniki oddziaływania na to dziecko. Są rodzice, którzy chętnie się radzą, pytają. Jeśli jednak nieustannie słyszę, że „nauczyciel się uwziął”, to opadają mi ręce. Z bojowym nastawieniem nie zrobi się nic.
Proszę mi wierzyć, nauczyciele chcą pomagać w wychowywaniu, korzystajcie z tego pamiętając, że odpowiedzialność za wychowanie dziecka i za to jakim będzie człowiekiem będą mieć zawsze rodzice.